Zamiast listu do Olgi Tokarczuk
Ten tekst miał być listem otwartym do Olgi Tokarczuk. A powodem jego napisania stała się moja wizyta na seansie „Pokotu”. Książkę Olgi przeczytałem jakieś siedem lat temu, krótko po jej ukazaniu się. Film, pełen pięknych kadrów, znakomitych kreacji aktorskich i znajomych miejsc był dość wierną adaptacją powieści… aż do ostatnich scen wyjaśniających przebieg wcześniejszych wypadków. W książce śmierć kilku postaci jest naturalnym, choć nieco złowrogim wynikiem działań Przyrody broniącej się przed ludzką agresją. A podejrzenia prowadzące do głównej bohaterki, sympatycznej i oryginalnej Janiny Duszejko okazują się nieprawdziwe. W filmie ten trop jest zmieniony.
Winna jest właśnie starsza pani, która dokonuje morderstw w sposób niezwykle sprytny i skuteczny. Wyszedłem z kina nieco zbity z tropu. To zakończenie jest złe! Nie rozumiałem, dlaczego autorka powieści i współautorka scenariusza zgodziła się na odebranie tej historii wątku sprawiedliwej kary wymierzanej przez Wielki Ekosystem, który kaleczony, ma prawo się bronić. Ba, ma nawet coś w rodzaju inteligencji i moralności. Jest potężniejszy niż sobie wyobrażamy. Jest mistyczny…
Dwa dni później zdjąłem z półki żółto-czarny egzemplarz „Prowadź swój pług przez kości umarłych” . Coś nie dawało mi spokoju… Musiałem sprawdzić to zakończenie. I wtedy zdziwiłem się jeszcze raz. Film jest wierny książce! To inne zakończenie istniało tylko w mojej głowie. Dlaczego? Odpuszczenie win głównej sprawczyni wydaje się naturalne. Pani Duszejko, wymierzając karę w imieniu Przyrody staje się sprawiedliwym mścicielem. Może dlatego jej zaangażowanie w doprowadzenie do śmierci złych ludzi jakoś mi umknęło. I ta astrologia, która determinuje przyszłość i – poniekąd – zdejmuje winę ze sprawcy… To po prostu musiało się stać.
Nadal jednak coś mi nie pasowało. Przecież ja to czytałem! I wtedy przypomniałem sobie „Wielki las”. Powieść napisana przez Zbigniew Nienackiego przed wielu laty (mam wydanie z 1987 roku) nadal mnie zachwyca. Jednym z jej bohaterów jest Horst Sobota, starszy człowiek mieszkający samotnie w niewielkim domku nieopodal lasu. Horst lasu nie lubił i z nim walczył. Wielki las sprawił, że Horsta opuściła żona i syn, las wysyłał do zadbanego sadu Horsta miliony nasion, las próbował go nastraszyć, kiedy rozhuśtany wichurą groził, że grube sosny zwali na jego zadbany dom, las nękał Horsta swoimi wysłannikami, pracownikami nadleśnictwa, którzy chcieli odkupić od niego dom i sad. Las był wielkim potężnym, przebiegłym i bezlitosnym przeciwnikiem. Las krzywdził ludzi, las mógł zemścić się i zabić. „Co to jest las – zapytywał Horsta Izajasz Rzepa, stary doświadczony leśnik – czy można nazwać lasem zwykłe skupisko drzew? Zbiorowiskiem drzew jest także posadzony przez ciebie sad, a przecież twego sadu lasem nazwać nie można. Zbiorowiskiem drzew jest park, a przecież parku nie nazywamy lasem, i w istocie nawet największy park jeszcze lasem nie jest. Cóż więc za zbiorowisko drzew staje się lasem i kiedy to się dzieje? Otóż las drogi Horście, jest to taki zespół drzew, w którym zaczęły działać procesy i siły lasotwórcze, powstała biocenoza. Tajemne to i przez nikogo do końca jeszcze nie zbadane siły i procesy. Wiemy o ich istnieniu, liczymy się z nimi, bierzemy je pod uwagę, ale tak naprawdę niewiele z nich rozumiemy. To one sprawiają, że w pewnej chwili zwykłe zbiorowisko drzew przemienia się w las a nie w park. Powstają one nie wiadomo kiedy i działają na swój właściwy sposób. Stwarzają to, co my leśni ludzie nazywamy ekosystemem leśnym, oraz jeszcze coś większego, klimaks leśny. Siły lasotwórcze sprawiają, że las sam umiera i sam się odradza. […] Tajemne i groźne są siły lasotwórcze i prawdziwe jest wrażenie, że las to istota groźna i złowroga. O tak Horście, las jest straszny. Nie życzę nikomu aby bez siekiery i piły, ranny, pozbawiony sił trafił do lasu i zdał się na jego łaskę. Nie okaże najmniejszej litości, ptaki wydziobią rannemu oczy, mrówki oskubią ciało, choć jeszcze będzie kołatać w nim resztka życia.”
Czy ten obraz nie kojarzy się wam z kilkoma scenami z filmu? Czy źli ludzie nie są uśmiercani przez potężnego przeciwnika, któremu wyrządzają krzywdę? Czy zakończenie książkowej i filmowej opowieści bez dosłownego wskazania winnego morderstw nie byłoby lepsze? Czy obudzenie refleksji i niepokoju, że w dzisiejszym poskromionym (?) świecie nadal działają potężne siły, których nie rozumiemy, nie byłoby bardziej intrygujące, bardziej uniwersalne? I że są one tuż obok, na wyciągniecie ręki. I że zależymy od nich nawet tego nie wiedząc, a za nasze błędy, prędzej czy później wezmą odwet?
Panie Szyszko! Hop, hoooop! Jest pan tam?!
PS. Przepraszam wszystkie osoby, które pozbawiłem emocji zdradzając zakończenie filmu i książki, ale inaczej się dało.
PS. PS. Książka Nienackiego jest dziś trudniej dostępna więc dla bardziej dociekliwych mały prezent: docer.pl/doc/sssnv

Wstaw komentarz