Woodstock 2014
Wybierałem się tam od dawna. Zawsze były jakieś przeszkody. Tym razem nie wypadało odmówić zaproszeniu Maćka Sokołowskiego. Lądecki Przegląd miał swój baner, i miejsce w Himalayan Camp obok wielkiego namiotu Akademii Sztuk Przepięknych. Wiedziałem, że spotkanie pod Kostrzynem to duża impreza, nawet bardzo duża, ale co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć. Za Radą Maćka zrobiliśmy 50-kilometrowy objazd i wjechaliśmy od strony Szczecina trafiając bezbłędnie na zjazd do lasu, gdzie Maciek już czekał. Wzdłuż szosy, na poboczach stały dziesiątki samochodów, gdzie niegdzie patrole policyjne.
- Stąd mamy jakieś siedem kilometrów do sceny głównej! – powiedział Maciek wkładając przez okno samochodu identyfikatory i dużą przepustkę wjazdową. – Jedźcie za mną! - krzyknął i rzucił się biegiem w las. Jechaliśmy ciasnym leśnym duktem szczelnie wypełnionym po bokach samochodami. Potem pojawiły się polany z namiotami. Jeden tysiąc namiotów, drugi tysiąc namiotów, trzeci… Tłumy ludzi, toitoje, prowizoryczne bary, kolejne punkty kontrolne. Po kilku kilometrach jazdy wśród gęstniejących tłumów dotarliśmy na zaplecze Wzgórza. Najpierw namiot, potem chłodne piwo po dziesięciu godzinach jazdy, powitania ze znajomymi.
- Chłopie, jak wejdziesz na Wzgórze, to dopiero zobaczysz! Tam jest niewyobrażalne morze ludzi! – wyraźnie przejęty oznajmił Rysiek Pawłowski. Więc biegnę. W lepkim upale, po zakurzonej wydeptanej łące. Staję na wzgórzu … Na łagodnie opadającym stoku stoją tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy namiotów! Niżej jest wielka płaszczyzna wypełniona setkami tysięcy ludzi. Płaszczyzna rusza się, pulsuje, przemieszcza, jak wielki żywy organizm. Pod lasem, jakiś kilometr dalej widać gigantyczną scenę główną, która stąd wygląda jak pudełko od zapałek. Z tej odległości nie widać co się na niej dzieje, ale za to wszystko słychać. Dźwięki z wielką mocą rozchodzą się wiele kilometrów od sceny. Tłumy ludzi przemieszczają się we wszystkich kierunkach, leżą, jedzą, uczestniczą w różnych zajęciach, słuchają, rozmawiają… Wszystko działa.
Teraz dopiero uświadamiam sobie, jakim fenomenem jest skupienie wokół siebie takiej masy ludzi. Oni wszyscy przyjechali tu, bo czują się wspólnotą. I nie jest to wspólnota jednego pokolenia. W tłumie są ci, którzy jako młodzi ludzie uczestniczyli w pierwszych akcjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a potem w letnich koncertach. Teraz mają po trzydzieści pięć, czterdzieści lat. Ale są także ci, dla których Jurek Owsiak jest od zawsze, jest częścią ich życia. Nie pamiętają innej rzeczywistości. Dziś mają szesnaście, dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat. Ich jest najwięcej. Jurek jest dla nich autorytetem, wierzą mu, cieszą się, że robi dla nich ten gigantyczny festiwal. To wielka moc, potężna władza nad duszami dwóch, trzech pokoleń, które będą rządzić tym krajem za kilkanaście lat. Co roku na festiwal przyjeżdżają nowi ludzie, co roku te kilka dni zostaje w ich pamięci jako najważniejsze doświadczenie lata, wakacji, młodości… Co roku wspólne spotkanie daje im poczucie siły, bo nie sposób nie mieć tego wrażenia, kiedy patrzy się na to gigantyczne przedsięwzięcie i wspólnotowe porozumienie.
To trzeba zobaczyć…
Ola, moja córeczka, która ma sześć lat, była na początku trochę wystraszona (nie przyznała się), z zaskoczeniem spoglądała na dziwnie wyglądających ludzi i trzymała za rękę, ale potem wspólnie tańczyliśmy na koncercie Piersi, biegliśmy do wozu strażackiego, który przejeżdżał przez tłum, aby polać ludzi wodą (piszczała), godzinami chodziła na slacku, z zachwytem spała w namiocie. Było dobrze. Dzięki Maciek!
Zdjęcia Joanna Maryniuk i Wojtek Jara (pożyczone z fejsbuka).

Sierpień 4th, 2014 - 11:31
Przegląd i Woodstock to równolatki – pierwsza edycja miała miejsce w 1995 roku. Przegląd był w czerwcu – więc jest nawet o miesiąc starszy…
Widać musiał wtedy jakiś meteoryt przelatywać, że natchnął ludzi na robienie kultowych imprez.
Zbychu, jesteś Owsiakiem Ludzi Gór!