Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

Taternicy to opozycjoniści – wstęp do mitologii cz. III

Data wysłania postu: 24 października 2016 r.

0003wz4i6mnf7p0w-c116-f4Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych odbył się głośny  proces taterników, grupy młodych wspinaczy, którzy przez Tatry przenosili tzw. bibułę, nielegalne w PRL-u wydawnictwa paryskiej „Kultury”. Proces skończył się wieloletnimi wyrokami, które później skrócono. W 1981 roku, pierwszy zjazd Solidarności w Hali Oliwii w Gdańsku, Andrzej Paczkowski wspominał tak: Na sali siedzieli: Jan Dowgiałło, Marek Janas, Henryk Wujec, Andrzej Gwiazda, Karol Modzelewski, Jerzy Milewski, Janusz Onyszkiewicz. Wszyscy taternicy. Stefan Niesiołowski zrzucał z Rysów tablicę upamiętniającą Lenina, Jan Narożniak uciekał milicjantom ze szpitala, Michał Gabryel zakładał Solidarność Walczącą, Jacek Bierezin współpracował z paryską Kulturą i Radiem Wolna Europa, Krzysztof Łoziński zaangażował się w działania Komitetu Obrony Robotników. W dniu ogłoszenia stanu wojennego, 13 grudnia 1981 roku działalność organizacji skupiających taterników  została zawieszona ponieważ dążyły one do obalenia ustroju PRL, a gorliwy TW Heniek donosił swoim pryncypałom z SB [Służba Bezpieczeństwa – przyp. mój dla młodszych czytelników], że w oparciu o członków Klubu Wysokogórskiego w Gdańsku, ul. Długa ma powstać organizacja o charakterze bojówki. Właściwie wszystko pasuje. Jest to doskonałe uzupełnienie mitu Lodowych wojowników. No więc jak to było?

No cóż, jak w każdej legendzie jest w niej trochę prawdy, ale też sporo przemilczeń, które do obrazka nie pasują. Środowisko wspinaczkowe było wobec siebie dość lojalne. Byli w nim ludzie o różnych poglądach i zazwyczaj nie przeszkadzało to związać się liną, a ilość donosów na partnerów z górskich wypraw była znikoma. Ta lojalność, świadcząca niewątpliwie o przyzwoitości charakteryzującej środowisko, wcale nie była równoznaczna z opozycyjnością.

Wystarczy sięgnąć do archiwalnych kronik filmowych z lat pięćdziesiątych, by zobaczyć legendy taternictwa wesoło wymachujące czekanami podczas alpiniad. Alpiniady były pomysłem przeniesionym wprost z alpinizmu sowieckiego i polegały na wielkim, masowym szturmie na górski wierzchołek. Szturm zawsze kończył się zatknięciem czerwonego sztandaru i jakąś uroczystą przemową mobilizującą do dalszych wyczynów sławiących socjalistyczną ojczyznę. Porywający reportaż z takiego wydarzenia znajdziecie pod poniższym linkiem (miałem jakiś problem z załączeniem filmu).

http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7410

W czasach naszej himalajskiej chwały, kiedy wykuwał się mit lodowych wojowników potrzebne były fundusze. Szukano ich wszędzie nie gardząc wsparciem dygnitarzy partyjnych. Zresztą tak naprawdę, to wyboru nie było. Adam Zyzak z dużą sympatią wspomina katowickiego wojewodę z czasów Edwarda Gierka, generała Jerzego Ziętka: Patronował on kilku naszym wyprawom. Ogromnej pomocy nam udzielał. Raz jak się spotkaliśmy przed wyprawą to powiedział wprost: „Ino wiecie, przez telefon to nie fanzolcie, bo wiecie, że macie podsłuch”. Wielkie sukcesy wypraw Polskiego Klubu Górskiego możliwe były dzięki wsparciu Centralnej Rady Związków Zawodowych – struktury całkowicie zależnej PZPR. Te wszystkie samochody do transportu wyprawowego bagażu, bezpłatne cargo na polskich statkach to zawsze były decyzje wysoko postawionych dyrektorów, w tamtych czasach wyłącznie sprawdzonych i zaufanych towarzyszy partyjnych. Te ciepłe relacje z wyjazdów w Kaukaz, Pamir i inne góry Związku Radzieckiego. Trochę to nie pasuje, prawda?

Jak pisze Tomasz Korandy, autor opracowania „Z czekanem na władzę” analizując materiały IPN dotyczące KW Trójmiasto ludzi których SB uznało za aktywnych działaczy i realne zagrożenie było […] ok. 10%. Nawet jeśli przyjąć, że w Gdańsku, ze względu na bliskość stoczni, liczba ta była nieco wyższa niż w pozostałych klubach i tak jest to bardzo dużo. Szczerze wątpię, by w jakimkolwiek innym środowisku statystyki przyniosły podobny wynik. Fakty mówią same za siebie. Środowisko alpinistyczne w Polsce należy uznać za bardzo zaangażowane opozycyjnie. Czy oznacza to, że mit alpinisty-opozycjonisty jest prawdziwy? W moim przekonaniu, aby tak było, w opozycji musiałaby działać większość wspinaczy. Dziesięć procent to dużo, ale jednak stanowi zdecydowaną mniejszość. Dlatego uważam, że mit ten nadal powinien zwać się mitem.

I niech tak będzie. Amen.

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (0) Trackbaki (0)

    Brak komentarzy.


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.