Zamiast listu do Olgi Tokarczuk
Ten tekst miał być listem otwartym do Olgi Tokarczuk. A powodem jego napisania stała się moja wizyta na seansie „Pokotu”. Książkę Olgi przeczytałem jakieś siedem lat temu, krótko po jej ukazaniu się. Film, pełen pięknych kadrów, znakomitych kreacji aktorskich i znajomych miejsc był dość wierną adaptacją powieści… aż do ostatnich scen wyjaśniających przebieg wcześniejszych wypadków. W książce śmierć kilku postaci jest naturalnym, choć nieco złowrogim wynikiem działań Przyrody broniącej się przed ludzką agresją. A podejrzenia prowadzące do głównej bohaterki, sympatycznej i oryginalnej Janiny Duszejko okazują się nieprawdziwe. W filmie ten trop jest zmieniony.

Moment niedźwiedzia
Tytuł pożyczyłem od Olgi Tokarczuk. Widziałam niedźwiedzia – wspomina Olga w felietonie napisanym przed laty – stał w ogonku do kiosku. Miałam wtedy kilka lat i rodzice wysłali mnie po jakieś małe zakupy. Trzymałam mocno w dłoni pieniądze, aż dotarłam do skrzyżowania dróg i wtedy go zobaczyłam. Nikt nie zwracał na niego uwagi, a i on wyglądał całkiem normalnie- potężny, wyższy o głowę od innych kolejkowiczów, brązowy, wspięty na tylne łapy, cierpliwie czekał aż przyjdzie jego kolej. Przejęta sytuacją wróciła do domu bez zakupów i opowiedziała rodzicom o niedźwiedziu. Nikt jej nie uwierzył. Nie mogłam tej nocy spać, czułam się opuszczona i niezrozumiana – tak opisuje szokujący dla dziecka moment, kiedy uświadamia sobie, że ono i rodzice, to dwa światy. Że od tej pory z niektórymi problemami będzie samo.

Nobel dla Olgi Tokarczuk!
W 1978 roku, będąc dziewiętnastoletnim młodzieńcem i czytelnikiem czasopisma „Na przełaj” zostałem zaproszony do samej Warszawy na spotkanie z Edwardem Redlińskim, głośnym wówczas pisarzem, autorem nieco skandalizującej „Konopielki”. Pismo przez wiele lat organizowało cykl spotkań i dyskusji ze znanymi pisarzami, poetami i dziennikarzami zapraszając młodych ludzi, którzy jakoś udowodnili, że twórczość zapraszanego gościa nie jest im obca. Wbrew tytułowi i harcerskiemu wydawcy, nie było to pismo o zdobywaniu sprawności, ale periodyk z ambicjami, w którym pisywali Mistewicz, Raczek, Owsiak, Sito, Szczygieł, Tochman, Żakowski i wielu innych. Redlińskiego z literatury znałem dobrze, bo na maturę przygotowałem prace o jego twórczości, ale to nie jest temat tego wpisu. Wśród kilkunastu zaproszonych z całej Polski osób była też szesnastoletnia dziewczyna. Drobna, krótko ostrzyżona, pełna energii i z jakimś… blaskiem w oczach. Ujął mnie jej uśmiech i po powrocie długo żałowałem, że nie wziąłem od niej adresu. Do redakcji jakoś nie miałem odwagi napisać i pogodziłem się z faktem, że ta znajomość nie będzie miała ciągu dalszego. Po latach zatarło mi się w pamięci jej nazwisko…
