Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

Staszek Handl – samotny wilk z Hejszowiny

Data wysłania postu: 18 października 2012 r.

Dziś wieczorem przeczytałem pierwsze strony książki Gabrielli Baumann-von Arx pt. „Solo. Solista Ueli Steck” (tłum. M. Kiełkowska) wydanej przez Staszka Pisarka czyli wydawnictwo STAPIS. Książkę dostałem osobiście od wydawcy na ostatniej edycji lądeckiego Przeglądu. To długi wywiad ze znakomitym solistą, który przeszedł m.in. wycenianą na 6b drogę „Excalibur”, 350-metrową zerwę w masywie Berner Oberland w Szwajcarii. Jest w książce dydaktyczny akapit o różnicach we wspinaczce solowej i free solo:

„W stylu solo używa się uprzęży, do której przypięta jest pętla, a do niej karabinek. Wspinając się solo, idzie się wprawdzie bez liny, ale ma się zawsze możliwość przypięcia się za pomocą tej pętli do nita i odpoczynku. Zebrania sił. W stylu free solo przeciwnie, idzie się bez środków pomocniczych, można powiedzieć tylko w butach wspinaczkowych i z woreczkiem magnezji. Gdy się idzie solo, to wiadomo, ze możliwe są przerwy, a w skrajnym przypadku można przypiąć się do haka i poczekać na pomoc. Podczas wspinaczki free solo napięcie psychiczne jest dużo większe, ponieważ w tym stylu jedynym ubezpieczeniem jest to, które można znaleźć w samym sobie.”

 Nasunęło mi się porównanie do innej osoby, dziś niemal zapomnianej we wspinaczkowym światku. Myślę o Staszku Handlu. Staszek był fenomenem wspinaczkowym. Nigdy nie robił wokół siebie szumu, przez kilkadziesiąt lat wspinania udzielił bodaj dwóch wywiadów (dla poznańskiego „Luuuuzu!” i dla strony www.murki.pl), w internecie prawie nic o nim nie ma. Słynął z niezwykłej siły choć nie miał rzucającej się w oczy muskulatury, a z postury i wyglądu przypominał raczej roztargnionego asystenta fizyki niż mistrza skalnych zerw. Ale to właśnie po jego przejściach w górach Szkocji konserwatywni Brytyjczycy musieli otworzyć skalę w górę (słynne szkockie piątki!), a zrealizowane samotnie jego projekty w Hejszowinie w większości do dziś nie mają powtórzeń. Staszek – i tu po przydługim wstępie nawiązuję do cytowanego fragmentu – stwierdził rzecz, która poraziła mnie swoją oczywistą oczywistością. Stwierdził mianowicie, że każda droga wspinaczkowa ma trudności techniczne (wyceniane w różnych skalach) i trudności psychiczne. Zazwyczaj wraz z trudnościami technicznymi rośnie też obciążenie psychiczne, choćby ze względu na wysokość i konsekwencje ewentualnego błędu. Rozwój technik asekuracyjnych doprowadził do zachwiania tych szlachetnych proporcji, zdewaluował drugi, bardzo istotny element wspinania. Prawdziwa bowiem wartość drogi to oba składniki. Najszlachetniejszy sposób zmierzenia się z wyzwaniem to nie tylko pokonanie trudności skalnych, ale także obciążenia psychicznego. Mierzenie wartości drogi tylko miarką technicznych trudności sprowadza wspinanie do gimnastyki, kastruje jego jakość. Sprawia, że przymiarkę może zrobić każdy, a nie tylko ten, kto do projektu dorósł. Dla góry trzeba bowiem być równorzędnym partnerem, a to wymaga pracy, również nad stroną mentalną. W żartach (w żartach?) twierdził Staszek, że nawet obecność drugiej osoby u podstawy ściany jest sztucznym ułatwieniem i zachwianiem proporcji – „Bo wiem – ciągnął Staszek – że ktoś taki, jeśli spadnę, weźmie mnie za kołnierz i jakoś dowlecze do drogi”. Dlatego często przemykał jak samotny szary wilk pomiędzy omszałymi turniami piaskowca, a legendy tych, którzy go widzieli przypominały obecne opowieści o rysiu spod Szczelińca. „Zielone marzenia”, droga poprowadzona przez Staszka na Pułapce w Hejszowinie, wyceniona została w skali piaskowcowej na XIc/XIIa. To w skali krakowskiej 6.7 i na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia była to jedna z trudniejszych dróg w Europie. Pokonana została z zachowaniem głoszonych zasad czyli na żywca . Przedtem oczywiście była rozpoznawana. Autor drogi był już po czterdziestce. Do dziś nie znalazł się nikt, kto odważyłby się ją powtórzyć. Może to największy obecnie problem bez ponownego przejścia w Polsce? Niedawno mogłem obejrzeć w Lądku nagrodzony przez jury film „Deklaracja nieśmiertelności” (na marginesie – Grand Prix w Popradzie). Bohater filmu, Piotr Korczak-Szalony, snuje rozważania nad tym, jak trudno zejść z piedestału, jak bolesna jest świadomość, że nawet najtrudniejsze jego drogi zostały już powtórzone. Staszek takiego problemu nie ma. Mało kto o nim wie, lecz jego drogi zachowały swój szlachetny walor. Trzeba do nich dorosnąć.

Dziś Staszek ma 62 lata i jest zastępcą nadleśniczego w Międzylesiu.

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (2) Trackbaki (0)
    1. Są tacy „mocarze” co wstawili się na wędkę w Zielone Marzenia i starczyło im odwagi tylko na stwierdzenie „to takie mocne VI.3”. Bo na zrobienie tej drogi już im tej „odwagi” nie stało.

    2. To najlepszy dowód, ze teoria Staszka o boskiej równowadze między trudnościami technicznymi i psychicznymi ma sens. Moze dla „mocarzy” z wędką to „mocne VI.3”. Ale nikt nie miał odwagi oderwać dupy z ziemi w stylu zaproponoanym przez Staszka.


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.