Pustelnik bardzo prawdziwy
Swego czasu, chyba z 5 lat temu, opublikowałem w "NPM" tekst o pustelniku z Cierniaka. Dla mniej orientowanych dodam, że jest to zalesiona góra o kształcie regularnego stożka wznosząca się w paśmie Gór Złotych nad doliną Białej Lądeckiej w okolicach Radochowa. Tytuł był dość przewrotny bo ówczesny naczelny miesięcznika, który opublikował mój reportaż nazywał się Piotr Pustelnik. Również dla mniej zorientowanych dodam, że jest to jeden z najlepszych polskich himalaistów, który tej wiosny, jako trzeci Polak, po Kukuczce i Wielickim, zdobył czternasty, ostatni ośmiotysięcznik i stał się jednym z dwudziestu ludzi na świecie, którzy skompletowali tzw. Koronę Himalajów. Sukces ten stał się pretekstem do spotkania z publicznością ostatniej edycji Przeglądu Filmów Górskich, a mnie przypadł w udziale zaszczyt poprowadzenia tego wieczoru. Dodam, zaszczyt niespodziewany, bo zakomunikowany przez organizatorów dopiero kilka dni przed imprezą. Poszukałem tu i ówdzie trochę różnych materiałów, wywiadów, opinii, aby zrobić ze spotkania jakiś wesoły event. Pomóc mi miały cytaty trochę prowokacyjnie wyrwane z kontekstu, aluzje, wytarte schematy rozmowy z prawdziwym alpinistą w rodzaju: co widać z samej góry?, co czuł pan na szczycie? i ten najważniejszy czy widział pan yeti?. Tymczasem nasza rozmowa poszła w zupełnie kierunku. Piotr nie silił się na dowcipasy i nie sypał anegdotkami, ale opowiedział o tym jak jest naprawdę. A jest tak, że za wszystkie swoje sukcesy musiał płacić swoje bardzo prywatne rachunki. Jest tak, że kilka szczytów zdecydował się odpuścić sobie, kiedy stanął przed decyzją: sukces czy przyzwoitość. Jest tak, że zdarzają się chwile słabości i trzeba umieć się do nich przyznać. Jest tak, że do gór trzeba dojrzeć, a im bliżej krawędzi własnych możliwości, tym większy powinien być obszar refleksji nad tym co się robi. Ta rozmowa to był znakomity przykład szacunku dla publiczności i szacunku dla siebie. Myślę, że tylko ktoś mający silne poczucie własnej wartości, przekonanie, że nie musi się z nikim ścigać, bo to co robi ma swój sens, że tylko taki ktoś nie musi bać się pokazać jaki jest naprawdę. Piotr świadomie zrezygnował z kilku błyskotliwych górskich sukcesów i zajął się czymś najbardziej dla mnie istotnym. Przywrócił alpinizmowi pierwotny sens, piękno, uczciwość. Przywrócił ten najbardziej szlachetny wymiar dyscyplinie, która nie do końca jest sportem, bo nie sposób porównywać poszczególnych osiągnięć. Trudno nazwać sportem dyscyplinę, w której trzyma się w ręku linę na której wspina się partner i ma się świadomość, że trzyma się w rękach jego życie. Albo jest się świadkiem zawstydzających chwil słabości i nigdy nikomu o takich chwilach się nie mówi. Tak jak w którymś momencie dorasta do tego, że ma się odwagę mieć wrogów, tak dorasta się również do bycia sobą.
Wielkie dzięki dla publiczności, która tę szczerą i bardzo intymną rozmowę potraktowała nie jak tandetne spotkanie z ciekawym człowiekiem, ale jak wyznanie kogoś bliskiego.

Wstaw komentarz