Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

Ona – czyli jak powstaje górski harlequin

Data wysłania postu: 3 kwietnia 2012 r.

Zbigniew Piotrowicz (wpis na Facebooku, poniedziałek, 2 kwietnia, wieczorem)

Proponuję wspólnie napisać najbardziej grafomańskie opowiadanie o górach. Na następną Noc z Andersenem. Wrzucam początek i niecierpliwie czekam na dalszy ciąg…

„Ciemne macki cieni wydłużały się coraz bardziej, obejmując swym wilgotnym uściskiem całą polanę. Kolebki dolin i topory gór pogrążały się w złowieszczym mroku. Karol poczuł muśnięcie chłodu. — Życie jest jak stolarz. Najpierw jest, a potem go nie ma… — pomyślał. Dopiero teraz uświadomił sobie głęboką mądrość, jakie zawierały te proste słowa. Wstał ciężko i jak wielka, smutna czapla poczłapał do schroniska.”

Bawimy się?

  • Beata Kaczmarska ‎„Usiadł zmęczony przy kominie i odgarnął z czoła długie, siwe włosy. Nic już go nie cieszyło... A przecież nie zawsze tak było. Kiedys wszystko miało inny smak – wyrazisty, mocny, prawdziwy! Kobiety były gorące i zawsze chętne, wódka paliła gardło i rozgrzewała do trzewi, a góry... Góry tez były najwyższe.... Himalaje...”
  • Beata Kaczmarska Ha ha Czy jest dostatecznie grafomańsko? :-) Pozdrawiam. Może ktoś coś dopisze?
  • Zbigniew Piotrowicz Ekstra!
  • Zbigniew Piotrowicz ‎„Himalaje... Naprężony grzbiet wszechświata. Kraina tajemniczych bóstw i dzielnych ludzi. Miejsce, które zawsze go wzywało — Karolu! Karoooolu! — słyszał, gdy tylko jego wyobraźnia przemykała po niebotycznych graniach i bezdennych lodozwałach”
  • Justyna Mielniczuk Tymczasem pomarańczowo-złote języki ognia muskały delikatnie Jego twarz. Coraz głębiej zatapiał się we wspomnieniach odpływając w nie błogo wspomagany trzymanym kurczowo w przemarzniętych dłoniach grzańcem. W schronisku było prawie pusto i nadzwyczaj cicho, nie licząc monotonnego gwizdania wiatru w nieszczelnych oknach. Już nawet przestawał myśleć o tym, jak bardzo czuł się ostatnio samotny i zapomniany przez ludzi... Tę urzekającą ciszę przerwał nagły trzask i lodowaty powiew wiatru. Drzwi były otwarte. Majaczyła w nich czarna postać. W mroku nie był w stanie rozpoznać jej twarzy...
  • Beata Słama Nagle w oddali usłyszał złowrogie pohukiwanie niedźwiedzia. — Czy to prawdziwy zwierz, czy niedźwiedź mego sumienia? — zastanawiał się gorączkowo.
  • Zbigniew Piotrowicz „Po chwili uspokoił się. Gorączkowy dygot niepewności, przenikający go do ostatniego włókienka każdego muskułu nagle ustał. — Ależ tak — przypomniał sobie — przecież umówiłem się z...”
  • Zbigniew Piotrowicz ‎„— Nie, to niemożliwe — pogrążył się ponownie w myślach, a ciało znów przebiegł dygot. Tym razem był to pełen rozkoszy dygot podniecenia — Czyżby Ona naprawdę przyjechała? Ale skąd ten niedźwiedzi głos? Minęło wiele lat, ale nie sadził, ze aż tak się zmieniła.”
  • Zbigniew Piotrowicz Znów usłyszał tubalny głos. Jego silne, szorstkie dłonie, nawykłe do ostrej skały, wysmagane górskim wiatrem i spalone słońcem mocno zacisnęły się na kruchym kubku z grzańcem. Przez chwilę wyglądało na to, że białe ścianki kubka nie wytrzymają tego żelaznego uścisku i pękną.
  • Justyna Mielniczuk ‎...Weszła...To była Ona...Pamiętał ją jeszcze z tych dni kiedy spotkali się na szlaku... Młodą, delikatną ale niezwykle upartą i silną kobietę, która nigdy nie zbaczała z raz wytyczonej ścieżki... Pamiętał jej delikatne i mocne dłonie w swoich włosach, pamiętał tamtą noc w dolinie i ten zapach, jakby jaśminu... Minęło tyle lat a Ona...
  • Zbigniew Piotrowicz ‎„...a Ona dalej rozsiewała wokół siebie zapach jaśminu i mimo silnej wysportowanej sylwetki sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej. Lekka opalenizna była cudownym tłem dla rozwianych, jasnych włosów a w kącikach pełnych, karminowych ust błądził zagadkowy uśmiech.”
  • Zbigniew Piotrowicz ‎„— Jesteś? — tylko tyle zdołał powiedzieć przez zaciśnięte gardło. Serce waliło jak oszalałe. Za oknami zapanowała już gęsta ciemność, ale dla Karola była to najjaśniejsza chwila całego dnia. Najjaśniejsza chwila ostatnich dwudziestu lat...”
  • Zbigniew Piotrowicz ‎„— Jestem — powiedziała i były to najcudowniejsze słowa, jakie mógł usłyszeć. Po jego pooranej twarzy wolno spłynęła łza."
  • Beata Kaczmarska ‎„Ona wciąż była piękna. Spojrzała na niego przenikliwie i długo, aż poczuł drżenie. Takie samo, jak wtedy, kiedy wiele lat temu wspinali się razem na Kazalnicę. Wystarczyła chwila nieuwagi...”
  • Zbigniew Piotrowicz ‎„Przyjechałam tu — mówiła cicho, ocierając z twarzy Karola łzę — abyś, tak jak dawniej, zabrał mnie na górską wędrówkę. Aby tak jak kiedyś wiatr owiewał głów naszych owal (musiałem to dać!). Abym mogła sięgnąć po twoja mocną dłoń Karolu, gdy nadchodzi niebezpieczeństwo."
  • Beata Kaczmarska No nie !!! Zaraz pęknę ze śmiechu !! :-)
  • Justyna Mielniczuk Nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Podczas, gdy przed oczami miał te dwadzieścia pustych lat, lat bez Niej; tu, w tej górskiej chacie zapomnianej już przez wędrowców przyciągnął Ją do siebie i ufnie wtulił głowę w Jej ramiona... ;)
  • Beata Słama Lecz ekstaza nie trwała długo. Podejrzliwy umysł Karola, wyćwiczony w wyprawowych walkach o dodatkowe karimaty i najlepsze miejscach w czwartych obozach, zaczął gorączkowo, jak na rożnie, obracać jedną myśl: ‎„Po co ona do mnie przyszła? Czyżby ot, tak, pragnąc zakosztować mego ciała?”. Jej ręce wędrowały wytrwale po jego swetrze (co przypominało mu trochę rewizję osobistą na lotnisku), lecz on wiedział, że złe myśli wyzuły go z miłosnego zapału.
  • Beata Kaczmarska ‎„Czy nie po to, aby pożyczyć trochę kasy???
  • Zbigniew Piotrowicz ‎— Och! — westchnęła cicho i poczuła zawrót głowy. Gdzieś z mroków pamięci, jak w zwolnionym filmie ukazały się jej obrazy zaśnieżonych, niedostępnych wierzchołków i dolin  wabiących swą aksamitną zielenią.
  • Zbigniew Piotrowicz ‎— Tam ktoś wzywa pomocy — powiedział Karol patrząc jej głęboko w oczy — Muszę iść — dodał stanowczym głosem.
  • Kamila Waleszkiewicz prawdziwie wysokogórski harlequin romance, piszcie dalej. Czekam niecierpliwie :)

 

 

 

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (3) Trackbaki (0)
    1. Był już dość wysoko. O wschodzie słońca system trawiastych zachodów zaprowadził go pod charakterystyczne, czysto skalne zacięcie. Szedł na wyczucie bo nie wziął przewodnika wspinaczkowego w żadnej formie. Sprawnie pokonywał trudności. Miał on duże doświadczenie. Na krawędzi filara, w odległości kilkudziesięciu metrów od niego, pojawiła się sylwetka wspinacza. Hej, pomachał. Hej, odpowiedział taternik. Gdzie jestem, zapytał. Na drodze Stanisławskiego, brzmiała wyraźna odpowiedź. Ech, hej kolego, nie pytam o szczegóły. Jakie to góry, poniosło w ściany, odbijając się wielokrotnie echem.

    2. Mijały kolejne ponure miesiące. Żałował. Już wtedy, tego samego dnia w górach, gdy odszedł. Właściwie uciekał tak całe życie. Wycofywał się, rezygnował. Przegrywał nie podejmując walki o własne uczucie. Wiedział, że nikogo tak bardzo, jak jej, nie kochał. Był już starym człowiekiem. Wielu by powiedziało, że przegranym… Gdyby nie góry pewnie już by go nie było. Nie wytrzymałby życia w samotności. Góry do których kiedyś uciekł dały mu schronienie, przysłoniły pustkę i napełniły uczuciem pozwalającym żyć. Tamtego dnia w schronisku powinien zapomnieć o tysiącu wątpliwości i pytań dlaczego tak nagle po wielu latach odszukała go w jego samotni. Ze złością przegnał złe, powracające jak koszmar, myśli. Tym razem, może po raz pierwszy, a na pewno ostatni, postanowił, że będzie walczył o własne uczucia. Wiedział, że za chwilę wyruszy w podróż by odszukać swoją ukochaną…

    3. Pogoń za szczęściem, które wypuścił z dłoni, była jedyną lecz bardzo silną motywacją. Przeszedł wiele dróg. Wędrował w przyjaznych, pełnych światła i życzliwych mu ludzi, krajobrazach. Te złowrogie i mroczne podświadomie omijał. W głowie niósł muzykę jedynej, prawdziwej piosenki o miłości jaką znał. Była to pieśń zespołu U2 ,,Drowning Man”. Prowadzony jej dźwiękami obrastał w siłę i wiarę, że wszystko zakończy się happy endem, tak jak w romantycznych komediach, które tak bardzo lubił. W rzeczywistości jego czas dobiegał końca.
      Każdy krok, przebyty kilometr czy dzień zacierał cel jego podróży. Zmęczony i zdezorientowany wędrowiec popadł w apatię cierpiąc rownież dlatego, że prócz fiaska w poszukiwaniach ukochanej stracił też swoją drugą miłość czyli góry. Któregoś dnia pobocze ruchliwej autostrady stało się dopełnieniem prostego losu stolarza.


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.