Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

O znikaniu

Data wysłania postu: 12 czerwca 2015 r.

311315_269533973073240_417598_nCzas jest nieubłagany i zauważam, że w mojej pamięci zaciera się coraz więcej wspomnień. Zdarza mi się mylić miejsca, czas, umykają szczegóły wydarzeń sprzed lat. Zapamiętałem jednak chwile, które nigdy i nigdzie nie zostaną udokumentowane, a z jakiegoś powodu stały się ważne. Tak ważne, że tkwią w pamięci do dzisiaj.

Przez dwa lata mieszkaliśmy całą rodziną w Toporowie, niewielkiej wsi położonej wśród lasów. Ojciec dojeżdżał do pracy, a mama zajmowała się domem. Doskwierało jej to bardzo, ale dla mnie były to czasy najszczęśliwsze. Kilkadziesiąt lat później stałem w pogodny dzień na wąskiej wiejskiej drodze i wpatrywałem się w kolorowe kamienie, którymi była wybrukowana. Byłem znów w Toporowie. Wtedy chyba pierwszy raz poczułem, że zaczynam znikać. Było mi strasznie żal, że tamte chwile są bezpowrotnie minione. Że nie pobiegnę po tych kocich łbach po mleko wykręcając sandałki na rozgrzanych kamieniach, że mama już nigdy nie zawoła mnie z podwórka na ciepły drożdżowy placek z rabarbarem, że słońce nie będzie tak samo grzało w kolana, kiedy w krótkich spodenkach jeździłem na zbyt dużym rowerze, że nie będę zrywać twardych, wonnych jabłek w pachnącym przemrożonymi liśćmi jesiennym sadzie.

Pamiętam, jak robiono mi to zdjęcie. Fotograf przyszedł do domu, a mi pozwolono stanąć nogami na fotelu. Czapeczka była po to, aby zasłonić łysą głowę. Choć miałem już ponad trzy lata, nadal nic mi na głowie nie rosło. Głowa owszem, dlatego czapeczka jest za ciasna i – powiedzmy sobie szczerze – w tym wieku trochę żenująca. Musiała jednak być, bo rodzice wstydzili się łysego synka. Uśmiechałem się, bo tak mi kazano, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia obciachu. Sweterek był błękitny, z białym kotkiem. Ze sweterka byłem dumny, podobnie jak wiele lat później Nicolas Cage ze swojej marynarki z wężowej skóry w „Dzikości serca”. Najbardziej podobały mi się spodnie. Prawdziwe spodnie! To był czas, kiedy raczej ubierano mnie w rajtuzki, co – w momencie budzącej się identyfikacji płciowej – mogło zaburzyć moją psychikę bardzo trwale...

 

 

Takich wydarzeń jest całe mnóstwo, można o nich napisać sentymentalną książkę. Chodzi mi o to, że takie chwile składają się na niepowtarzalny, własny, bardzo osobisty świat… dla którego nie ma ratunku. Zawsze zastanawiało mnie to, że kiedyś się znika. Tak całkowicie. Najpierw jako biologiczny organizm, potem jako ślad w pamięci najbliższych, przyjaciół, sąsiadów, wrogów. W końcu przychodzi czas, kiedy z archiwów usuwa się nieaktualne i niepotrzebne dokumenty, formalne potwierdzenie, że kiedykolwiek się istniało. Takie zniknięcie jest deprymujące. Żal. Żal tego wszystkiego co wiem, żal tego świata, który sobie budowałem w głowie przez lata.

Zbyszek – mój dwudziestoczteroletni syn – napisał kiedyś do swoich przyjaciół i znajomych kilka słów o tym, że życie to szansa, której nie wolno zmarnować. Jeden z akapitów tego tekstu zaczynał się od wstrząsającego swoją oczywistością spostrzeżenia: „Umrzesz. Naprawdę.” A więc on też już to wie…

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (2) Trackbaki (0)
    1. Każdy chciałby zostawić po sobie jakiś ślad, bo żyjemy tak długo, jak pamięć o nas; chyba.
      Swój pierwszy ‚ból istnienia’ przeżyłam w sylwestrowa noc, kiedy uświadomiłam sobie, ze za chwilę zaczyna sie nowy rok, a ja skończyłam właśnie dziesięć lat. Pamiętam to, jak dziś, wagę, ba, ciężar tego słowa – dziesięć! Nagle wydało mi sie to niewypowiedziane dużo i długo, ale też dotarło do mnie, że tak jak kiedyś sie urodziłam, tak kiedyś umrę i ogarnął mnie strach.
      Strach z czasem oswoiłam, ale sylwestrów nie lubię do dziś;)

    2. Tak właściwie w każdej kwestii nie mamy nic do stracenia, życie jest jedno a my mamy ograniczony czas. Smutne a jednocześnie mobilizujące


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.