Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

O pojawianiu się

Data wysłania postu: 23 września 2015 r.

Szprotawa-1961-300x193Jeden z poprzednich postów był o znikaniu. Ale jest też początek, ten moment, kiedy pojawiamy się. Równie intrygujący, bo zanim się zniknie, trzeba się w ogóle pojawić. Kiedy zatem stałem się wehikułem nowej świadomości, jak to zwykł określać jeden z moich przyjaciół? Kiedy nastąpił najbardziej pierwotny początek mnie?

Urodziłem się 1 czerwca. Nie w terminie, bo przeczekałem dwa tygodnie. Powinienem był pojawić się na świecie mniej więcej w połowie maja, prawdopodobnie 16 lub 17. Przyjmijmy, że 17. Prawidłowa ciąża trwa 281 dni. Sprawdziłem, czy rok 1958 nie był rokiem przestępnym. Nie był, czyli luty miał 28 dni. Zatem policzmy 281 dni wstecz od daty statystycznego terminu narodzin. Wychodzi 10 sierpnia 1957 roku. Co robili moi rodzice 10 sierpnia? Otóż dwa dni wcześniej wzięli ślub, 8 sierpnia 1957 roku w Świebodzinie i następnego dnia wyjechali w kilkudniową podróż poślubną do Zakopanego. To był modny kierunek i miejsce, którego nigdy przedtem nie widzieli. W Zakopanem zjawili się prawdopodobnie rano. Byli młodym małżeństwem. Mama miała 23 lata, ojciec równo 30. W takim wieku nawet po całonocnej podróży niewygodnym pociągiem jakoś sił nie ubywa. Przypuszczam, że byli także bez większego grosza przy duszy. Pewnie  pokręcili się trochę po mieście, zanim postanowili wjechać koleją linową na Kasprowy Wierch. Oboje pierwszy raz widzieli góry, nie mieli żadnego doświadczenia turystycznego i wjazd kolejką był najprostszym sposobem, aby te góry zobaczyć z bliska. Sam wjazd, wiszenie w powietrzu w małym wagoniku, ponad drzewami, był już niezłą atrakcją. Na górze byli, jak sądzę, po południu. Przed laty kilka razy wspominali ten Kasprowy. Mówili, że tam nocowali i jakoś nie bardzo chcieli opowiadać o szczegółach. A wiem, że tam noclegów dla turystów nie ma. Co więc się wydarzyło? Może gwałtownie zepsuła się pogoda i musieli zostać, może nastąpiła awaria kolejki? Postanowiłem sprawdzić, jaka była pogoda 9 sierpnia 1957 roku w Tatrach. W obserwatorium meteorologicznym na Kasprowym nikt nie odpowiadał. Próbowałem przejrzeć wykazy przejść taternickich tego dnia. W złą pogodę po prostu aktywność wspinaczkowa zamiera. Niestety sprawozdanie z tamtego sezonu jest bardzo enigmatyczne i prawie bez dat. Napisałem mejla do zaprzyjaźnionego meteorologa na innej górze. Obiecał sprawdzić. Kiedy dostałem kopię komunikatu pogodowego wszystko było jasne: temperatura o godz. 16.00 wynosiła 11 stopni, wiało, może nie za mocno ale ok. 60 km/godz, opad 2 milimetry czyli mżawka. Chłodno, mokro i nic nie widać. A więc było tak: wjechali po południu, pogoda się zepsuła, nie znali Tatr i nie mieli żadnego górskiego doświadczenia.z11670071Q,Kasprowy-Wierch Być może kolejka już nie jeździła. Pewnie byli w miejskich ubraniach, marzli i trochę się bali. Cóż więc mogli zrobić? Ona, dziewczyna po technikum ogrodniczym, pierwszy raz poza rodzinną Wielkopolską, on, początkujący urzędnik, właściciel wuefemki, bardziej skupiony na swojej młodej żonie niż na górskich wyczynach? Jakiś życzliwy człowiek znalazł im pewnie kąt, dał koce. No i ta przygoda! Noc w górach! Byli po nieprzespanej nocy w pociągu, więc pewnie nie wybrzydzali i gdzieś tam się ułożyli. Może w nieczynnej już restauracji, może w obserwatorium, może w dyżurce ratowników? Przenocowali i – wszystko na to wskazuje - tam tchnęli we mnie życie.  W nocy z 9 na 10 sierpnia 1957 roku. Na szczycie Kasprowego Wierchu.

Zachwyciłem się górami kiedy miałem kilkanaście lat. W czasach studenckich zacząłem się wspinać. Potem w górach zamieszkałem, z własnego wyboru. Wiele lat później na szczycie Śnieżki brałem ślub. Był 9 sierpnia...

 

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (3) Trackbaki (0)
    1. Miejsce poczęcia miałoby warunkować nasze zainteresowania? Ciekawa koncepcja;)

    2. Bardzo sympatycznie, mnie się podoba, i zauroczenie górami i piękne wspomnienia o rodzicach. Przecież rodzimy się, jesteśmy, żyjemy i dobrze, że tkwi w nas pamięć. Pozdrawiam autora pięknego tekstu.

    3. A na tym ślubie byłam. :)


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.