Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

Nieprofesjonalna motywacja

Data wysłania postu: 2 czerwca 2014 r.

Dlugi-film-o-milosci-Powrot-na-Broad-Peak_Jacek-Hugo-Bader,images_big,27,978-83-240-2993-8Ten termin pojawił się w rozmowie Jacka Hugo-Badera, jaką przeprowadziła z nim Aneta Żukowska dla portalu wspinanie.pl. Za sprawą wydanych ostatnio książek, temat tragedii na Broad Peaku wrócił. JHB mówi: Tak mi powiedział Adam Bielecki, że Tomek miał niewłaściwą motywację. On użył słowa nieprofesjonalną, ale Tomek nie był zawodowym himalaistą. Jeszcze, ale pewnie by do tego doszedł. To był fantastyczny chłopak.

Tenzing Norgay napisał pięknie, że na wielką górę wchodzi się z pokorą dziecka wdrapującego się na kolana matki. Ktoś na forach natomiast napisał: z pokorą, a nie z kamerą na kasku. Adam z Arturem to byli faceci, którzy mieli pokorę wobec góry. Byli tu i teraz. A tamci chłopcy byli w sprawach na dole. Na pewno Tomek, Maciek… może porachunki. Ale to był najbardziej doświadczony facet, powinien być najmądrzejszy z nich wszystkich.

Wydarzenia na Broad Peaku stały się ważnym kawałkiem historii polskiego alpinizmu. Pojawiały się mniej lub bardziej sensowne analizy wydarzeń. Z tą nieprofesjonalną motywacją jest jednak coś na rzeczy. To sytuacja, która zdarza się częściej niż sądzimy. Czasem kończy się środowiskową, powszechną napierdalanką (jak z Broad Peakiem) a czasem staje się… wzorcem etycznym, legendą, moralnym standardem. Nieprawdopodobne? A jednak! Wróćmy do innych wydarzeń, które też są ważnym kawałkiem historii i czymś w rodzaju mitu założycielskiego. W 1957 roku, w Alpach podczas akcji ratunkowej, a właściwie poszukiwawczej po Stanisława Grońskiego – Mojżesza, zginął Wawrzyniec Żuławski. Lech Utracki, uczestnik tamtych wydarzeń i autor trudnego dziś do znalezienia w antykwariatach „Notatnika alpejskiego” (Wydawnictwo Łódzkie, 1958) tak opisuje tamte wydarzenia (str. 141-147):

            Przed chwilą miałem z Wawą małą batalię słowną. Całą grupą obsiedliśmy jeden stolik i słuchaliśmy opowiadań trójki "zaginionych z Verte'u". (...) Wtem wszedł Wawa z Maruciczem [ Jugosłowianin który zjawił się w Chamounix po zaginięciu grupy Mojżesza- przyp. mój] oznajmić że mamy najdalej za półtorej godziny jechać na Aiguille du Midi, a stamtąd rano udać się na Mont Blanc.(..) Przy stoliku zapadła cisza. Wiedzieliśmy wszyscy jaka pogoda jest na górze, jakie są warunki. O ile podejście do Grand Plateau było przedsięwzięciem nieodpowiedzialnym, to myśl o przejściu dwóch stromych ścian Tacul i Maudit, niebezpiecznych przez gromadzenie śniegu i bariery seraków, było idiotyzmem. Nie wytrzymałem.

- Jeśli kolega nie chce, to przecież może zostać na dole. słyszałem, ze Peuterey plecak otarł koledze krzyż. Ty Staszek, pójdziesz?

- Taak - zachrypiało koło mnie.

- Ja też mogę iść - odezwał się Jurek.

- Dobrze pójdę. Jeśli ktokolwiek ma nadstawiać skórę w pozbawionej sensu eskapadzie, mogę to robić również i ja - wykrztusiłem z siebie.

- A więc zobaczymy się za półtorej godziny przed Centre des Guides.

Idiotyzm! Czemuż pcham się w tę bezsensowną kabałę. Boję się by mnie nie posądzono o tchórzostwo?... lub o chęć oszczędzania się? lub o... Cholera przecież nie o to chodzi. Jedyny zrozumiały dla mnie fakt to ten, że moi towarzysze, a zwłaszcza Jurek, z którym od trzech lat łączy mnie solidna, wypróbowana przyjaźń "po linie", zgodzili się pójść. Więc taki "instynkt stada na wyższym szczeblu rozwoju" jest silniejszy od rozumu? Trudno się z tym pogodzić. (…) Poszliśmy więc do obozu po plecaki i znów siedzimy przy stoliku z kawą. Ponowna penetracja lotnicza nie wykryła żadnych śladów. Na skutek złej pogody na jutro, dowódca EHM [Wojskowa Szkoła Wysokogórska - przyp. mój] zabronił wyjścia w góry mającym nam towarzyszyć monitorom [instruktorom górskim z EHM- przyp. mój]. Wawa zgodził się poczekać do jutra. Odnoszę wrażanie, że on również widzi bezsens tej imprezy. Więc kto lub co jest jej sprężyną?

Już zlecieli się dziennikarze i rozdziobują ziarenko sensacji. Przyjechał "sam PAP" z Genewy.(…)

I znów jesteśmy na Col du Midi. Nas trzech, Wawa, Marucicz i czterech Francuzów. (...) Germain - kierownik Securite Militaire, uzgadniał swoje plany akcji z żądaniami Marucicza (jak się okazało promotora dzisiejszej wyprawy; na jego to interwencję Securite zgodziło się po raz ostatni wysłać czterech ludzi do formalnie zakończonej akcji, co z kolei zrobiło takie wrażenie na Wawie, że ofiarował do niej czterech Polaków). Otóż ów analfabeta górski zażądał, by ratownicy górscy chodzili w „zig-zag" po ścianie, sondowali szczeliny, próbowali różnych możliwych wariantów dróg. I pomyśleć, że taki dureń nazywa siebie alpinistą!"(…)

Ale wychodzą. Dlaczego? Czy to był brak umiejętności prawidłowej oceny ryzyka? Niezdrowa ambicja? Rywalizacja? Presja mediów, legendy czyli… dalece nieprofesjonalna motywacja? We wstępie do książki Utracki pisze: Jeszcze dzisiaj czuję przytłaczające uczucie bezsilnego żalu i cierpką gorycz bezsensu, jakie towarzyszyły mi w czasie ostatnich dni pobytu w Alpach.

Dalszy ciąg zdarzeń był porażająco przewidywalny.

A więc koniec. Niespodziewany, szybki i tragiczny. (...) Stało się to wszystko bardzo szybko i zwyczajnie. Z "Cosmique" wyszliśmy o trzeciej trzydzieści. Poprzednio już oświadczyliśmy Wawie, ze z Maruciczem nie pójdziemy(...) O czwartej weszliśmy w ścianę. Już na podejściu wyprzedziliśmy zespół Wawa-Staszek o kilkadziesiąt metrów(...) Prowadziliśmy na zmianę w szóstkę: każdy z zespołów po kilkadziesiąt metrów. Przez grząski śnieg, przez lodowe ścianki, pomiędzy nawieszonymi turniami lodu, szliśmy szybko w szarzejącym świetle poranka. (...) Wbiłem czekan i przełożyłem za niego linę. Jurek zrobił jeden krok, drugi, kiedy coś jęknęło, huknęło , aż zadrżała cała kopuła szczytu. Po chwili ze żlebu pod nami zaczęły unosić się białe kłęby roztartego na pył lodu i śniegu…

I wracamy do JHB.

            Jestem coraz bardziej krytyczny wobec tego.- mówi o współczesnym himalaizmie JHB we wspomnianym wywiadzie - Uważam, że to są współczesne walki gladiatorów. O tym rozmawiałam też z profesorem Hołówką [Jacek Hołówka, polski filozof i etyk. Uczestnik ubiegłorocznego spotkania „Etyka i zasady we współczesnym alpinizmie” w Podlesicach – przyp. red.]. Walki gladiatorów, a zatem coś niegodnego, niedobrego. Nie powinno się pozwalać na walki gladiatorów.

           AŻ: Nie powinno się pozwalać na walki gladiatorów, czy na to by te walki były oglądane?

            I na jedno i na drugie. Nie powinno się robić widowiska z oczywistej śmierci. Ja uważam, że himalaiści jadą po śmierć. Wielu się udaje, ale bardzo wielu się nie udaje. Przecież Aneta, oni giną jak muchy! Gapienie się na to jest niegodne.

            AŻ: Tutaj mogę się zgodzić. Ale są także inne aktywności, powiedzmy sportowe, w których również jest wysokie ryzyko śmierci, np. Formuła Jeden.

            Wszędzie się może zdarzyć śmierć, nawet w gimnastyce artystycznej i w skoku o tyczce. Ale w himalaizm akurat jest to wpisane. W Formule Jeden ścigają się samochody, których używamy wszyscy. Gdybyśmy chcieli w ogóle unikać śmierć, nie powinniśmy wychodzić na ulice, to jest niemożliwe. Ale nie można iść w góry i szukać śmierci. Bardzo często właśnie tak to wygląda – na szukanie śmierci. W pewnym momencie przestałem wierzyć w nieszczęśliwe wypadki, to wszystko wygląda mi na szaleńcze samobójstwo. Oczywiście to jest pewna metafora.

imagesCAC4XXWNOd kilkudziesięciu lat tkwię w środowisku wspinającym się, przeczytałem na ten temat góry książek, przez dwadzieścia lat wspinałem się w miarę aktywnie, uczestniczyłem w wyprawach i sam je organizowałem ale nigdy, naprawdę nigdy nie spotkałem nikogo, kto jedzie w góry bo postanawia uczestniczyć w szaleńczym samobójstwie. JHB opowiada o zjawisku, które nie istnieje. Opowiada bzdury, daje się ponieść emocjom lub świadomie podkręca temat, aby wzmóc zainteresowanie. Dlaczego więc jechał na wyprawę z Jackiem Berbeką? Dlaczego puszczał w świat  informacje o rzekomym zamiarze atakowania K2. Podobno brzydzi się upublicznianiem taśm zapisami ostatnich rozmów i skwapliwie je … upublicznia. Usiłuje się wkraść w prywatne życie uczestników wyprawy, wyłowić chwile słabości, aby potem sprzedać to co zdobył? Gladiatorzy? Szaleńcze samobójstwa?

JHB to autor znakomitych reportaży, ale tym razem coś mi tu nie gra. Mam wrażenie, że miała to być „Temperatura wrzenia” w wersji literackiej. Wyszła himalajska pornografia z autorem w roli głównego bohatera. Co zgubiło tak doświadczonego reportera?

Nieprofesjonalna motywacja. On cały czas był w sprawach na dole. To nie jest studium przypadku, to relacja dla tabloidów.Fizycznie był uczestnikiem wyprawy, ale został wyizolowany. I wtedy i teraz nie zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi i po co tam jest. Że o niektórych zawstydzających sprawach po prostu się nie mówi. Nie z braku profesjonalizmu. Z przyzwoitości. I że nie wszystko jest na sprzedaż. Pozostało użalanie się nad sobą i opowiadanie bzdur o gladiatorach samobójcach.

Jeśli nadal ktoś nie rozumie o co mi chodzi, polecam lekturę "Notatnika alpejskiego". I porównanie z książką JHB.

Zdjęcia pochodzą ze strony wspinanie.pl

 

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (1) Trackbaki (1)
    1. JHB – „Nigdy w życiu nie przeżywałęm tego w tak skondensowanej postaci. Bo jak nazwać takie dziesiątkowanie, seryjne tragedie podobne do zbiorowego samobójstwa? Zwyczajnie przestajesz wierzyć w nieszczęśliwe wypadki! Jak to nazwać, gdy na moich niemal oczach umiera 10 osób? /…/A byłem tam tylko miesiąc z hakiem.”


    Wstaw komentarz