Komentarz do komentarza
To miała być tylko krótka odpowiedź na komentarz internauty kroppo do mojego tekstu o toksycznych uczestnikach życia publicznego. Tekst tak się rozrósł, że chyba lepiej będzie, jak zaistnieje jako osobny wpis.Wiele razy przekonałem się, że nie mam patentu na mądrość i dlatego jestem wyrozumiały wobec innych poglądów. Pisząc ten krótki tekst nie chodziło mi ani o dosłowne cytowanie dowcipu, ani o rozwodzenie się nad zjawiskiem określanym również jako Schadenfreunde. Chodziło mi o to, że nie odróżniamy przeciwnika od wroga. Z przeciwnikiem się rywalizuje, ale jednocześnie szanuje się go i odnosi z uznaniem dla jego argumentów nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy. Z przeciwnikiem politycznym możemy się różnić, ale powinniśmy mu przynajmniej dorównywać. Choćby po to aby spróbować zrozumieć jego argumentację. Z wrogiem nie rywalizujemy, wroga zwalczamy. Jeśli z kimś rywalizuję, mogę odnosić się z uznaniem dla jego sukcesów, zwłaszcza gdy okazał się w jakiejś kwestii lepszy ode mnie. Wroga należy zniszczyć, wdeptać w ziemię, unicestwić. Dla mnie polityka to rywalizacja, nie wojna. To próba konstruowania czegoś sensownego, a nie totalna destrukcja tylko po to, aby moje było na wierzchu. Niestety nie wszyscy te dwa pojęcia odróżniają. Radość z czyjegoś niepowodzenia, równanie w dół, destrukcyjna motywacja polegająca na skupieniu wysiłków nie na budowaniu ale na niszczeniu, to właśnie ten typ osobowości, o którym – może zbyt lakonicznie - napisałem. Zaznaczam jeszcze raz: być – jak Pan to ujął – zwolennikiem czegoś innego to nie oznacza życzyć adwersarzowi, aby jego i całą jego rodzinę szlag trafił. Zupełnie naturalnym zjawiskiem jest to, że ludzie o podobnych osobowościach, o podobnym odczycie świata i zbliżonej interpretacji różnych wydarzeń lgną do siebie, zrzeszają się, czasem tworzą partie polityczne. Takie ugrupowania, bywa że agresywne, bywa że składające się z notorycznych frustratów, często próbują różnymi sposobami narzucić innym swój sposób rozumienia rzeczywistości. Nie mając sensownych argumentów zajmują się niszczeniem przeciwnika. A ja mam prawo powiedzieć, że mi się to nie podoba. I wcale nie muszę dostosowywać się do tego samego poziomu zawiści, złych emocji, agresji, paranoidalnej wizji rzeczywistości, w której wszystkiemu winni są cykliści, żydzi, masoni i ruscy kontrolerzy lotu. Tacy toksyczni entuzjaści życia publicznego mają jeszcze jedną charakterystyczną cechę. Mają niezachwiane poczucie misji, są przekonani o swojej nieomylności i najczęściej nie potrafią wymienić żadnej swojej wady. Ci co myślą inaczej to wrogowie winni wszystkim nieszczęściom i dlatego najlepiej, jakby ich w ogóle nie było. A przynajmniej, aby im się nic nie udało. Refleksja, że to może oni mogą mieć trochę racji w ogóle nie wchodzi w rachubę. Taka refleksja to zdrada!
Wiem, że ze swoimi poglądami pewnie trochę odstaję od dzisiejszych czasów, ale to nie powód abym je zmieniał. Dziękuję za komentarz i zapraszam do zaglądania na bloga.

Wstaw komentarz