I po Euro…
Byłem wczoraj na wrocławskim dworcu. Pamiętam jak wszyscy kibicowaliśmy jego remontowi i modernizacji. Budynek nie tylko miał być z pietyzmem odrestaurowany, ale także wyposażony w najbardziej nowoczesne rozwiązania służące pasażerom. Jeśli dobrze pamiętam, była to największa polska inwestycja kolejowa w ostatnich latach. Media co kilka dni serwowały zdjęcia z postępu prac, informowano o odkryciach nieznanych detali architektonicznych, podziwiano benedyktyńską pracę konserwatorów, debatowano o kolorze elewacji, poszukiwano tajemniczych podziemi… Serial trwał kilka lat. W maju i czerwcu ubiegłego roku informacje przypominały już meldunki z frontu. Zdążą, czy nie zdążą? Będziemy się wstydzić, czy chwalić? Tysiące ludzi, którzy zjadą z różnych stron Europy staną oniemiali, czy będą złorzeczyć? Prawie się udało. Dworzec zaczął funkcjonować. Co prawda nie wszystkie pomieszczenia zostały zagospodarowane, ale główne funkcje obiekt już pełnił. Zaraz po Euro prace miały zostać zakończone. W imponujących, pieczołowicie odrestaurowanych wnętrzach, miały powstać bary, restauracje, sklepy znanych marek i wygodne, żeby nie powiedzieć luksusowe, zaplecze dla podróżnych.
Na dworzec zajrzałem przypadkiem. Poszukiwałem bankomatu i chciałem coś przegryźć. I wyszedłem zdruzgotany.
Znalazłem dwa bankomaty. Oba okupowane przez agresywnych żebraków wymuszających podzielenie się wypłacona gotówką. Z pierwszego baru, z zapadającą się, prowizoryczną podłogą i wytartym linoleum (ale ściany przepyszne, całe w złoceniach!) wyszedłem, bo śmierdziało, a przy kilku obskurnych stolikach siedzieli klienci, którzy nie wyglądali na podróżnych, a raczej na zmienników załogi pilnującej bankomatów. Bar oferował asortyment żywcem wyjęty z najpodlejszej stacji benzynowej. Poszedłem na drugą stronę holu. Znalazłem tam informację o restauracji z kuchnią staropolską. „Restauracja” okazała się zwykłym oszustwem. Ta sama prowizorka z dykty, starego linoleum i sprzętów pościąganych z jakiejś budki z kebabami. Przede stał facet pieklący się o zwrot pieniędzy, bo właśnie dostał gyrosa w bułce: bez mięsa i ze skwaśniałą sałatką. Lekko zrażony, ale nie zniechęcony, przestudiowałem jadłospis. Dalsza rozmowa wyglądała jak z peerelu.
- Poproszę żeberka.
- Nie ma - powiedziała zasmarkana pani i pociągnęła energicznie nosem.
- To bigos – poddałem się bez walki.
- Nie ma.
- To co jest?
- To co widać.
Niestety nic nie było widać. Stałem nad ladą wyposażoną w kilka pokrywek, pod którymi znajdowały się przysmaki przygotowane przez zasmarkaną panią.
- Nic nie widać – uprzejmie podzieliłem się swoją obserwacją.
- No jest ten… no – pani podniosła pokrywkę i zaciągnęła energicznie smarki – No schabowy jest, pierś z kurczaka jest. A tu ma pan ziemniaki i ten .. no.. kaszę – skończyła po czym zaciągnęła smarki jeszcze bardziej energicznie i połknęła.
- A zupa jakaś jest – spytałem już tylko z ciekawości.
- Żurek jest.
- To dziękuję. Dużo zdrowia życzę…
Przy ladzie stał właśnie z ponurą miną jakiś kolejny klient z plastikową miseczką, w której znajdowała się mętna ciecz. To był ten żurek, a pan był chyba niezadowolony.
Szedłem pięknie wypolerowanym, ale bezdusznym holem. Pomieszczenia za przeszklonymi ścianami były martwe i pozamykane. Schody na wyższą kondygnację nieczynne i zabarykadowane (chyba od roku). Zajrzałem jeszcze do toalety. Ten sam peerelowski klimat: kobieta-cerber na krzesełku, jakieś szmaty i cuch egzotyczny wionący z toalet. Za pisuar 2,50.
Wizytówka Wrocławia i Dolnego Śląska, niezwykły obiekt o wyjątkowych walorach architektonicznych i ciekawej historii, kosztujący horrendalne pieniądze, sprowadzony został do paskudnej prowizorki, która ma wyraźną tendencję do utrwalania się. Najbardziej groteskowo wyglądają budki z kebabem i podłe jadłodajnie przeniesione w przepyszne, wyrafinowane estetycznie wnętrza. Szkoda tej kasy, szkoda tej nadziei, że po Euro będziemy mieli europejskie centrum komunikacyjne i szkoda samego dworca, bo to naprawdę piękny budynek.

Kwiecień 13th, 2013 - 09:46
W pełni się zgadzam z Twoimi odczuciami.
Maj 8th, 2013 - 07:30
Kurczę, niestety :/ Podobne wrażenia można odnieść też w kilku innych Polskich miastach. Dworce zawsze kojarzyły mi się z ponurymi miejscami…