Góry a sprawa polska
W ostatnią sobotę miałem przyjemność spędzić wieczór w zacnym gronie. Lądek Zdrój odwiedził Tomasz Siemoniak – jak na nasze gminne progi, bardzo ważna osoba, bo to wicepremier i minister obrony narodowej. A przy tym kolega z tej samej listy wyborczej, tylko że on ma gorszy numer. Dostał „1”, a przecież wiadomo, że w tym roku (2015) najlepszy numer to „15”. Ja mam „15”.
Wizyta miała związek z obchodami kolejnej edycji Polsko-Czeskich Dni Kultury Chrześcijańskiej. Były przemówienia, wspomnienia, refleksje i wnioski. Nastrój trochę kombatancki, ale dobrze, bo jakiż inny miałby być? Trzydzieści pięć lat temu, gdy decydowano się na jawny opór wobec opresyjnej władzy, kiedy nawiązywano kontakty z opozycją czechosłowacką, za swoją odwagę można było zapłacić wiele. Dziś odwaga staniała i często ogranicza się do tchórzliwych obelg w anonimowym Internecie. Ale to nie jedyny znak zmieniających się czasów. Działalność opozycyjna, owo wymachiwaniem sztandarem pod nosem zomowców to przeszłość. Warta pamięci i szacunku, ale przeszłość. Podobnie jak czas radosnej prowizorki w pierwszych latach samorządu i transgranicznej współpracy. Pamiętam jak ze starostą Jawornika, Jižim Štrajtem podpisywaliśmy w pośpiechu, na granicznym szlabanie papiery wniosku na budowę wieży na Borówkowej Górze. Wniosek był czeski i miał szansę przejść, jeśli znajdą polskiego partnera. Więc wziąłem pieczątki i pojechałem. To były pierwsze, tak zwane „przedakcesyjne” pieniądze z Unii. Nikt nie wiedział za bardzo, jak to wszystko działa. Pisaliśmy więc tych wniosków ile się dało, na zasadzie „piszmy, a jak coś dostaniemy to będziemy się martwić” i dzwoniliśmy do Jawornika z prośbą o kolejne spotkanie przy szlabanie. Czesi robili tak samo. Ten projekt z wieżą widokową dał wspaniały efekt. Kilka innych padło. Dziś czas tej organizacyjnej prowizorki już minął. Dziś liczy się pragmatyzm i kompetencje. Liczy się skuteczność. Tego nie osiąga się wpatrywaniem w łopot sztandarów i licytacją podniosłych i jakże słusznych haseł. Tego nie osiągnie się także wyłącznie dobrymi chęciami i entuzjazmem. Dziś trzeba pracować. Trzeba sobie radzić z rozwiązywaniem konkretnych problemów i - co gorsza- trzeba się na tym znać. To mało efektowne, wiem. Głośne krzyki, epatowanie martyrologicznym patriotyzmem i złudne przekonanie, że jakoś to będzie, bo przecież chcemy jak najlepiej, jest prostsze. Czas fachowców i technokratów nie jest romantyczny, ale jest rzeczywistością, na którą nie ma się co obrażać…
… ale zawsze można pojechać w góry!

Wstaw komentarz