Pamiętacie awanturę jaka towarzyszyła sprawie wykupu w Sieniawie Żarskiej (niedaleko granicy z Niemcami), budynków poprzemysłowych? To było dość dawno, w 2005 roku, a potencjalnym kupcem był Gunther von Hagens, wynalazca metody plastynacji. Potrzebował budynki, aby uruchomić fabrykę preparatów. Ludzkich preparatów. Metoda plastynacji pozwala bowiem na takie preparowanie żywych organizmów (zwierząt i roślin), że możliwe jest wyodrębnienie każdego organu, każdej tkanki i stworzenie z niej eksponatu.
Awantura była spora, bo dla wielu osób próba traktowania ludzkiego ciała, jako materiału, nasuwała jak najgorsze skojarzenie. Kiedy do tego dodamy nieco demoniczny wizerunek samego von Hagensa i informację, że jego ojciec podczas wojny służył w jednostkach SS (co prawda jako kucharz, ale jednak…) to trudno dziwić się dość powszechnej dezaprobacie dla projektu. Zakład miał zatrudniać podobno 300 osób i został w końcu uruchomiony, ale po drugiej stronie granicy, w Guben. Echa wydarzenia jeszcze przez jakiś czas przewijały się w polskich mediach, po czym o sprawie zapomniano.
Von Hagens, uruchamiając przemysłową produkcję plastynatów w Europie miał już nieco doświadczenia. Po wynalezieniu metody w 1977 roku, już trzy lata później stworzył firmę, która zaopatrywała w pomoce naukowe instytuty i uczelnie medyczne. W połowie lat dziewięćdziesiątych wyjechał do Chin, a w 1999 roku uruchomił w Biszkeku (Kirgizja) prawdziwą fabrykę, która rozsyłała swoje preparaty po całym świecie. Zdjęcia z wystaw mogły budzić przerażenie. Człowiek – bo to cały czas jest człowiek (!) – pozbawiony skóry, z wyeksponowanymi wewnętrznymi narządami wykonywał jakąś czynność: coś dźwigał, jechał na rowerze, tańczył (!), czytał (!)… Wyglądało to dość upiornie.
Przypadek sprawił, że kilka dni temu mogłem tę wystawę obejrzeć już nie na zdjęciach, ale na własne oczy. Byłem w Norymberdze, gdzie na każdej ulicy znajdował się plakat z informacją, że właśnie są to ostanie tygodnie ekspozycji. Kiedyś, oglądając w małej czeskiej manufakturze produkcję hostii i komunikantów zastanawiałem się, w którym momencie z wafelka powstaje mistyczny dar ("Fabryka hortii"). Teraz chciałem zobaczyć, czy na wystawie są to jeszcze ludzie, czy już tylko eksponaty odarte ze swojego człowieczeństwa, wyprane z duszy. Oglądanie martwych ludzi, dla zdecydowanej większości jest doświadczeniem traumatycznym. W mediach takie obrazy się cenzuruje. A tu mam wejść między dziesiątki zwłok, zaraz po śniadaniu… Szedłem więc robiąc dobrą minę, ale sam nie byłem pewien własnej reakcji.
No więc… są to preparaty. Preparaty dość szczególne, bo niektóre patrzą na zwiedzających, ale preparaty. Nie ma na wystawie żadnego akcentu sensacji, żadnego powodu do podejrzeń o niestosowne traktowanie ludzkich szczątków. Preparaty. Sam dziwiłem się swojej obojętności. Wystawa została tak zaaranżowana, że można w skupieniu i bardzo dokładnie zobaczyć jak człowiek wygląda „w środku”. Z fachowym opisem, z filmami ilustrującymi niektóre procesy. Niby wszystko to wiem. Uczyłem się o tym, oglądałem ilustracje, plastikowe modele. To co miałem przed swoimi oczami teraz, to było niby to samo. To samo ale prawdziwe i… piękne. Ku mojemu zaskoczeniu eksponaty miały swój walor estetyczny. Nie było w nich nic przerażającego ani odrażającego.
Według informacji na stronach von Hagensa, trafiają do niego wyłącznie zwłoki osób, którzy za życia wyrazili zgodę na takie potraktowanie swoich doczesnych szczątków. Nie wszyscy mu wierzą, zarzucając, że podczas pobytu w Chinach, preparował także zwłoki osób, na których wykonano wyroki śmierci. Nie wiem, jak wygląda prawda, ale na własne oczy widziałem, że tym ludziom w jakimś sensie podarowano drugie życie.
W Norymberdze oglądałem ekspozycję objazdową. Stała wystawa znajduje się w Plastinarium w Guben. Nie bójcie się. Warto.
http://www.plastinarium.de/pol/Informacje/oeffnungszeiten_eintrittspreise_pol.html