Darek Załuski na K2!
Wczoraj 23 sierpnia, Darek Załuski (52) , polski alpinista i filmowiec dołączył do grona Polaków, którzy zdobyli K2 (8611), drugi pod względem wysokości lecz powszechnie uważany za najtrudniejszy szczyt globu. Darek uczestniczył w międzynarodowej wyprawie niemieckiej alpinistki Gerlinde Kaltenbrunner. Wierzchołek osiągnął późnym popołudniem po długiej, dwumiesięcznej akcji na trudnym Filarze Północnym. Atak na wierzchołek nastąpił po biwaku na wys. 8300 m. Zespół składający się z Gerlinde, Darka oraz dwóch Kazachów Maxuta Żumajewa i Wasilija Piwcowa opuścił biwak o 1.00 w nocy, ale ze względu na bardzo niskie temperatury zdecydowano się powrót do namiotu biwakowego. Około 7.30 wyruszono po raz drugi i po morderczych kilkunastu godzinach wszyscy stanęli na wierzchołku K2. Gerlinde została druga kobietą, która zdobyła Koronę Himalajów, ale pierwszą, która dokonała tego wyczynu bez wspomagania tlenem. Maxut i Wasilij również na K2 zakończyli kolekcjonowanie najwyższych wierzchołków świata i dopisali się do niedługiej listy najlepszych himalaistów świata, na której pod numerem jeden figuruje Reinhold Messner a pod numerem dwa, Jerzy Kukuczka. Załuski na swoim koncie ma już cztery inne ośmiotysięczniki: Gaszerbrum II (8035), Cho Oyu(8202),Lhotse (8516) oraz Mt. Everest (8848). Uczestniczył w zimowych próbach zdobycia Nanga Parbat, Makalu i K2. Jest jednym z niewielu filmowców, którzy z kamerą docierają na szczyty najwyższych gór. Zdobył wiele nagród na festiwalach filmowych w Vancouver, Lądku Zdroju, Moskwie, Trento, Sliwen i Banff. Również tym razem nakręcił unikalne zdjęcia z wierzchołka góry, na którą od piętnastu lat nie udało się wejść żadnemu Polakowi i na której nikt nie zdołał pokonać od trzech lat! Darek jest dziewiątym Polakiem, który stanął na wierzchołku.
K2 ma swoje szczególne miejsce w historii polskiego himalaizmu. Pierwszym Polakiem na szczycie była Wanda Rutkiewicz w 1986 roku. Był to rok wyjątkowo tragiczny. Na stokach K2 zginęło wówczas aż trzynastu znakomitych alpinistów, w tym troje Polaków: Dobrosława Miodowicz-Wolf, Tadeusz Piotrowski i Wojciech Wróż. Lato 1986 roku było moim pierwszym sezonem alpejskim. Biwakowaliśmy półlegalnie w lasku w Le Praz pod Chamonix. Od czasu do czasu zaglądał do nas Teddy Wowkonowicz, polski emigrant od dawna osiadły w okolicy i wspierający polskich alpinistów. Teddy relacjonował wydarzenia spod Wielkiej Góry. To on poinformował nas o niefortunnym wypadku Casarotto, który przez wiele godzin umierał w lodowej szczelinie. Kilka dni później przyszedł z wiadomością o sukcesie Jurka Kukuczki i śmierci jego partnera, Tadeusza Piotrowskiego. Był niezwykle poruszony tym wydarzeniem, ponieważ znał Piotrowskiego bardzo dobrze z jego kilku alpejskich wizyt. Piotrowski uchodził za wyjątkowo twardego człowieka i doświadczonego alpinistę, jego śmierć wydawała się więc wszystkim zupełnie nieprawdopodobna.
Najbardziej wstrząsnęła mną kolejna wizyta Teddy'ego. Stał wśród drzew wsparty na lasce, mówił bardzo powoli i płakał. Na K2 zginął Wojtek Wróż. Teddy nie mógł przeboleć tej śmierci. Mówił o nim jak o synu... Ja też stałem skamieniały, nie bardzo wierząc w to, co słyszę. Wojtek był dla mnie wręcz ideałem. Świetnie się wspinał, był inteligentny i przystojny, miał ogromny dystans do własnych osiągnięć, potrafił być dowcipny i niezwykle szlachetny. Podczas dwóch poprzednich prób na K2 umiał tuż pod wierzchołkiem zrezygnować z wejścia na szczyt, by pomóc partnerom. Świadomie rezygnował ze swojej Góry Gór. Potrafił zdobyć się na gest, do jakiego są zdolni tylko pozytywni bohaterowie ze szkolnych lektur. Trudno było uwierzyć, że tacy ludzie istnieją naprawdę. Trzeciego sierpnia, feralnego 1986 roku, z Przemkiem Piaseckim i Słowakiem Peterem Božikiem stanął na wierzchołku swojej wymarzonej góry po pokonaniu słynnej drogi Magic Line wiodącej południowo-zachodnim filarem. Był już późny wieczór. Zginął podczas zejścia ze szczytu na wysokości ok. 8100 m. Prawdopodobnie w ciemnościach nie zauważył, że koniec jednej z poręczówek nie jest wpięty. Metr dalej zaczynała się kolejna lina poręczowa.
Nie zapomnę, jak żartował z cenzorów, którzy mieli zastrzeżenia do sporych fragmentów jego książki Święta góra Sikkimu. Znaleźli bowiem opisy wydarzeń, które nie licowały z podręcznikowym wizerunkiem szlachetnego alpinisty.
– A przecież – relacjonował Wojtek obawy cenzora – taka książka może być czytana przez młodzież na zbiórkach harcerskich. I będą chcieli czerpać z niej wzorce. I co będzie, jak zaczerpną z niewłaściwej strony? Po co pisać o kłótniach, po co ośmieszać naszych bohaterów? Komu to potrzebne, panie Wojtku?
Nie zapomnę naparstka alkoholu, którym Wojtek poczęstował mnie w Dolince Bolechowickiej, kiedy jako drżący z podniecenia adept zdobywałem pierwsze urwiska. To był ostatni wieczór kursu skalnego. Siedzieliśmy przy niewielkim ognisku razem z Gienkiem Chrobakiem, Staszkiem Zierhofferem, Jankiem Stryczyńskim - legendami poskiego alpinizmu. Dzięki gestowi Wojtka poczułem się zaakceptowany w tym niezwykle eksluzywnym gronie. Nie zapomnę jego bardzo osobistej dedykacji dla mnie umieszczonej w albumie Świat Tatr i wspólnego przeglądania archiwalnych numerów Taternika, przywiezionych przeze mnie z przepastnych szaf „pezety” na jedno z klubowych spotkań... Kilka dni temu minęło dwadzieścia pięć lat od śmierci Wojtka. Tym bardziej cieszę się z sukcesu Darka.
W chwili, kiedy to piszę wiem, że wsyscy dotarli w ciemnościach do namiotu biwakowego na wysokości 8300 i że dalszą drogę mają zaporęczowaną (tzn zaopatrzoną w liny, co znakomicie ułatwia dalsze schodzenie). Muszą pokonać koszmarne, otępiające zmęczenie, niedotlenienie, mróz i huraganowe wiatry, aby dotrzeć do bezpiecznej bazy. Jakieś dziesięć lat temu leżeliśmy Darkiem na trawniku w czeskich Teplicach nad Metują. Obok nas leżało kilkadziesiąt innych osób, które podobnie, jak my, czekało na kolejną projekcje festiwalowych filmów. Darek, jako początkujący wówczas filmowiec przyjechał zobaczyć, co robią mistrzowie. Późniejsze filmy dowiodły, że mistrzów szybko przeskoczył, a jego zdjęcia robione w ekstremalnych warunkach sprawiły, że dołączył do grona kilku osób, które były w stanie tego dokonać. To on filmował wejście Martyny Wojciechowskiej na Mt. Everest i relacjonował zimowe wyprawy, z których ekipy telewizyjne salwowały się paniczną ucieczką zanim jeszcze rozpoczęła się prawdziwa akcja górska. Darek filmował wejście Anki Czerwińskiej na Lhotse i dramatyczne losy wypraw Piotra Pustelnika na Annapurnę. Okazał się także niezwykle wrażliwym artystą, kiedy realizował film o Simone Moro i jego córce czekającej na swojego ojca. Najzabawniejsze jest to, że Darek wchodzi na najwyższe szczyty świata niejako przy okazji. On tylko filmuje heroiczne wyczyny osób, które trafiają później na czołówki gazet. Potrafi nie tylko wejść na górę, ale też wnieść cały sprzęt (kamera, obiektywy, akumulatory, statyw itp) i zrobić ujęcia z różnych stron. Sam w kadrze filmowym prawie się nie pojawia, zostawia to swoim bohaterom.
Darek jest też stałym bywalcem Przeglądu Filmów Górskich w Lądku Zdroju. Mam nadzieję, że zjawi się także w tym roku, tym bardziej, że jego firma trekkingowi ufundowała bezpłatny udział w wyprawie himalajskiej dla jednego z widzów. Są więc dziesiątki powodów, aby w Lądku zrobić Darkowi wyjątkowe przyjęcie.
Najnowsze relacje z wyprawy znajdziecie na www.goeverest.pl

Wrzesień 22nd, 2011 - 08:57
Niesamowite. Wytrwałość i odwaga tego człowieka budzi respekt. Stanąć na K2 to nie lada wyczyn.
Wrzesień 27th, 2011 - 10:53
Zaiste godne podziwu. W życiu bym się nie odważył…