Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

Co widział czopek pod Diranem?

Data wysłania postu: 24 września 2011 r.

Zawsze bardzo sobie ceniłem filmy amatorskie nadsyłane na Przegląd. Na wielkich, dętych festiwalach takie filmy nie mogły się pojawić. Zacne grono utytułowanych jurorów z obrzydzeniem odrzucało nieco koślawe produkcje z źle nagranym dźwiękiem, błędami montażowymi, złym światłem, nielogiczną narracją itd., itd. A mnie się takie filmy podobały, bo niosły jakiś buntowniczy powiew świeżości. Czasem zresztą wbrew autorom nieświadomym swego intuicyjnego odkrycia. Zresztą z tym brakiem warsztatu też bym nie przesadzał. Dziś robi się festiwale dla twórców realizujących swoje produkcje wyłącznie przy pomocy komórki i podobno da się to oglądać. Zaletą lądeckiego Przeglądu i jego urokiem były właśnie owe entuzjastyczne produkcje, robione przez znajomych, dla znajomych i dlatego autentyczne, dowcipne, niepoprawne i ujmujące.


Pamiętacie „Hybrydę” zrealizowaną przez grupę młodych wspinaczy ze Śląska? Film stał się środowiskowym zjawiskiem i fundamentem dla późniejszej firmy producenckiej. W tym właśnie filmie, po raz pierwszy filmowano skoki w piaskowcach. Najbardziej efektowne ujęcia powstały podczas niekonwencjonalnego wymachiwania statywem wraz z kamerą. Nikt do tamtego ujęcia jakoś na to nie wpadł. A „Walking on the Moon” Artura Paszczaka? Kawał autentycznego, wyprawowego mięcha, podanego z wdziękiem i dowcipem. W żadnym innym „normalnym filmie” nie mogłyby się znaleźć rozważania „kto jest chujem w górach”. A w amatorskiej, w pełni autorskiej radosnej twórczości, nieskrępowanej żadnymi zobowiązaniami i koniecznością zachowania politycznej poprawności, takie rozważania, jakżeż prawdziwe, mogły się ukazać. I dlatego film zdobył w Lądku zupełnie niespodziewanie Nagrodę Publiczności. Jeśli się orientuję, nie przeszedł kwalifikacji na żaden z innych festiwali, których organizatorzy nie mają hamulców, aby z pełną powagą prezentować swojej publiczności filmy całkowicie idiotyczne jak np. „Eiger Sanction” z Clintem Eastwoodem.

A teraz czas odpowiedzieć na tytułowe pytanie, co widział czopek pod Diramen. Otóż widział Dudiego czyli Jarka Dutkiewicza z baaardzo bliska. To przykład kolejnej amatorskiej produkcji (pardon Banan, ale to naprawdę komplement) Tomka Banasiewicza z Poznania. O poznańskiej wyprawi na Diran, efektowny szczyt w Karakorum opowiada tajemniczy narrator. Pod koniec filmu okazuje się, że narrator mieszka w wyprawowej apteczce i jest czopkiem. W ostatniej scenie, po której nastaje ciemność, narrator zostaje… No dobra, może niektórzy czytają przy jedzeniu. Film się podobał, zebrał frenetyczne brawa, a „Banan” został bohaterem wieczoru i trwa w tej roli nieprzerwanie do dzisiaj. Sukces filmu zachęcił autora do dalszych wybryków filmowych przyjmowanych przez publiczność w kolejnych latach równie życzliwie. W ten sposób powstały „Tam”, „Spadając”, „Żądza” i „Roraima – okruchy zaginionego świata”. Filmy ze specyficznym montypythonowskim poczuciem humoru będzie można zobaczyć na tej edycji Przeglądu. A w sobotę będzie można nawet spotkać się z autorem, ale proszę organizatorów aby opatrzyli ten punkt programu dopiskiem, że wejście jest na własną odpowiedzialność. Nie wiem co Banan tym razem wymyśli. Bohaterski czopek z filmu o Diranie pojawił się bowiem dwa lata później na licytacji różnych górskich pamiątek w schronisku Samotnia w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Banan jako fundator i hojny darczyńca zaznaczył, że po wyłonieniu zwycięzcy licytacji dokona osobistej, niezwykle kompetentnej aplikacji czopka. Aby podnieść temperaturę na sali, a może w chwili uniesienia, dodał: „Ustami!” (tak na marginesie Banan jest profesorem na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu). Licytacja ruszyła z kopyta. O czopek rywalizowali sami mężczyźni, po prostu wielkie chłopy, a w oczach Banana pojawił się nieznany mi do tej pory element paniki. Aby uciec przed kłopotliwą obietnicą sam kupił czopek za dobre kilkaset złotych. Dlatego kocham filmy amatorskie.

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (0) Trackbaki (0)

    Brak komentarzy.


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.