Zbigniew Piotrowicz blog i serwis internetowy

Byłem tam

Data wysłania postu: 3 listopada 2010 r.

Dzisiaj (jest wieczór 3 listopada) serwisy podały informację o znalezieniu zwłok poszukiwanej dwójki polskich alpinistów na Grossglocknerze (3797 m). Byłem tam w latach 90-tych. Z Jurkiem Bieleckim, po biwaku koło schroniska Stuedla, wyszliśmy chyba o czwartej rano i po zmrożonym lodowcu, w ciemnościach podeszliśmy pod dolną część filara Stuedla. To efektowna formacja skalna o wysokości ponad 600 metrów, wyprowadzająca bezpośrednio na główny wierzchołek Grossglocknera. Nietrudną drogę pokonaliśmy bardzo szybko korzystając z lotnej asekuracji. Z Jurkiem Bieleckim na lodowcu Pasterze pod Grossglocknerem.Byliśmy w dobrej formie, pogoda sprzyjała i wierzchołek osiągnęliśmy przed południem. Z głównego szczytu schodziliśmy w grząskim śniegu. Ostatnie kilkanaście metrów nad przełęczą Glocknerscharte pomiędzy Gross- i Kleinglocknerem (3770 m) jest eksponowane. Zastaliśmy tam kilkoro lekko spanikowanych turystów. Czeluść Rynny Pallaviciniego robiła na nich takie wrażenie, że nie mogli się zdecydować na te kilkanaście kroków. Założyłem poręczówkę i całe towarzystwo bezpiecznie pokonało trudniejszy odcinek. Droga z Kleinglocknera do schroniska   Adlersruhe (3440 m) nie utrwaliła się jakoś w mojej pamięci. Była to szeroka śnieżna grań, wydeptana przez kilka zespołów, widokowa i bezpieczna. Żadnych przygód.

Na wieszchołku Grossglocknera po przejściu Filara StuedlaZastanawiam się, gdzie został popełniony błąd podczas tragicznej wyprawy relacjonowanej w polskich mediach. Pierwszy dwójkowy zespół osiągnął szczyt Grossglocknera w sobotę ok. 18.00. To bardzo późno. Może za późno wyszli? O tej porze roku, kiedy dzień jest krótki i pogoda kapryśna, należy wychodzić o trzeciej, czwartej nad ranem, aby zapewnić sobie jak najwięcej czasu dziennego na zejście i ewentualnie jakieś nieprzewidziane komplikacje. Może szli zbyt wolno? Musieli być na szczycie już w ciemnościach i w złej pogodzie. W takich okolicznościach nawet niezbyt trudny fragment szlaku może stać się kłopotliwy. Nie mówiąc już o orientacji w terenie. Mimo to dali sobie radę. Drugi zespół, trójkowy, miał jakieś kłopoty z kontuzją jednego z alpinistów. Taka informacja została przekazana w niedziele wieczorem esemesem do Polski. Następnego dnia w poniedziałek, w rejonie wierzchołka Kleinglocknera znaleziono zamarzniętego, najstarszego uczestnika wyprawy. We wtorek odezwał się sygnał komórki pozostałej zaginionej dwójki. Sygnał po jakimś czasie zanikł. W środę przed południem znaleziono ich tysiąc metrów niżej, na wysokości ok. 2600 m. Prawdopodobnie próbowali wycofać się w dolinę w huraganowym wietrze i koszmarnym śniegu. Wiele wskazuje na to, że spadli. Może nie potrafili poradzić sobie z przygotowaniem biwaku w śniegu? Może zgubili się w terenie i byli przekonani, że są blisko schroniska? Może w ogóle nie powinni byli wychodzić przy psującej się pogodzie i złych prognozach? Prawdopodobnie nieco więcej dowiemy się w kolejnych dniach, ale zawsze będą to tylko przypuszczenia.

Przypominam sobie wypadek Jurka Hirszowskiego pod koniec lata 1992 roku. Jurek wyszedł trzema kursantami na drogę Świerza na Mięguszowieckim Szczycie. Był przykładem rozsądnego, dobrze przygotowanego instruktora taternictwa. Nastąpiło głębokie załamanie pogody, spadł śnieg, zrobiło się zimno. Zginęli wszyscy, choć droga nie przekraczała ich możliwości.  I nigdy nie dowiemy się co się wydarzyło.  Gwałtowna zmiana pogody może zmienić nawet tak przyjazne góry jak Karkonosze, nieporównanie niższe i łatwiejsze w miejsce gdzie można zginąć. W Karkonoszach odbierałem pierwsze lekcje górskiej pokory, kiedy w środku nocy, zmarznięty ryłem śnieg sięgający pasa i nie bardzo wiedziałem, gdzie akurat jestem.

Od czasów wypadku Jurka zmieniła się jedna okoliczność – możliwości komunikacji. Informacja o wypadku, akcji ratunkowej i tragedii była relacjonowana online w telewizji i portalach internetowych. Telefony komórkowe sprawiły, że otrzymujemy czasem transmisję z umierania. Dramat zespołu alpinistów na Glossglocknerze i ich rodzin stał się publiczną własnością. Zawsze zastanawiałem się gdzie jest ta granica pomiędzy prasowym newsem wynikającym z dziennikarskiej rzetelności, a robieniem spektaklu z czyjegoś nieszczęścia. W tym przypadku ta granica nie została przekroczona. Jeszcze nie... Ale jutro?

Be Sociable, Share!
  • Twitter
  • email
  • StumbleUpon
  • Delicious
  • Google Reader
  • LinkedIn
  • BlinkList
    Wydrukuj ten post Wydrukuj ten post
    Komentarze (0) Trackbaki (0)

    Brak komentarzy.


    Wstaw komentarz

    Brak trackbacków.